Progresja, Warszawa (PL), 23 February 2019



Zespól Caravan po raz pierwszy widzialem na zywo na malej scenie High Voltage Festival w Londynie, latem 2011 roku. Sklad festiwalu byl niezwykle mocny, ale udalo sie dotrzec na wystep legendy, która jednak znalem w zasadzie jedynie z nazwy i ogólnego pojecia o tym, jaki rodzaj muzyki zespól wykonuje.



No cóz, nie bede klamal, ze przez te siedem i pól roku wiele sie w tym temacie zmienilo. Rock progresywny nie jest gatunkiem, który w ostatnich latach jakos mocno do mnie przemawia, a i poznawac ostatnio wolalem nowe zespoly, a nie te, które byc moze poznac nalezalo juz wieki temu. Wiec po dzis dzien oprócz ogólnego zarysu historycznego i paru motywów z plyty In the Land of Grey and Pink nie mam o Caravan wiekszej wiedzy. Postanowilem jednak pojawic sie w warszawskiej Progresji na jednym z dwóch polskich koncertów zespolu, bo... no cóz... legenda to legenda. Nawet w nieco przetrzebionym uplywem czasu skladzie.



I byla to bardzo dobra decyzja, bo choc srednia wieku na scenie byla spora, panowie zaprezentowali 110 minut fantastycznego, klasycznego rocka, przewaznie o mocno progresywnym odcieniu, choc nie brakowalo tez do cna angielskiego pop-rocka czy nieco prostszych, dynamicznych form z pózniejszego okresu dzialalnosci.



Zespól jest na scenie od 51 lat, ma na koncie 14 plyt studyjnych, bylo zatem w czym wybierac przy ustalaniu setlisty. A wybór padl oczywiscie glównie na klasyke z lat 70., chocby ze wspomnianej plyty In the Land of Grey and Pink (panowie wykonali w sumie trzy na piec kompozycji z tego albumu, w tym zajmujacy cala strone B wydania winylowego ponad dwudziestominutowy Nine Feet Underground), czy If I Could Do It All Over Again, I'd Do It All Over You.



Co jednak warto podkreslic, najliczniej w secie reprezentowany byl ostatni jak na razie studyjny album grupy, wydany w 2013 roku Paradise Filter, który nagral obecny sklad osobowy. Choc zespól niewatpliwie kojarzony jest glównie z latami 70., smialo prezentuje swoja pózniejsza muzyke, co niewatpliwie sprawia, ze nie mamy do czynienia wylacznie z koncertami bazujacymi na nostalgii fanów. Ale odstawiajac na bok wszelkie analizy dotyczace setlisty - to byl po prostu bardzo dobry, niezwykle przyjemny w odbiorze i swietnie zagrany koncert. Muzycy, choc moze nieco statyczni na scenie, wciaz dobrze sie na niej czuja i widac, ze granie sprawia im dalej mnóstwo przyjemnosci. Dopóki tak jest i dopóki sluchanie sprawia przyjemnosc fanom, warto wpadac na wystepy takich grup jak Caravan.



Przed Caravan zaprezentowala sie krakowska formacja Fren, która w roli supportu mialem okazje ogladac juz drugi raz w ciagu kilkunastu dni. Najpierw wystep przed kilkudziesiecioma osobami w klubie Chmury przed The Sonic Dawn, teraz juz przed - na oko - cwiartka tysiaca w Progresji przed legenda progresywnej sceny Canterbury. W dodatku podobno dokladnie rok po pierwszym koncercie zespolu. Szybki to postep i wypada zyczyc formacji, by równie szybko robila kolejne kroki na schodach wiodacych ku lepszej rozpoznawalnosci na polskiej scenie rockowej. Na pewno takie wystepy sprawia, ze zainteresowanie nagranym juz ponoc, ale wciaz jeszcze niewydanym debiutanckim materialem bedzie roslo.

Text and foto's by Jakub Michalski