Blue Note Jazz Club, Poznan (PL), 22 February 2019



Genialny koncert! Niesamowity, niezwykly, czarujacy, i nie wiem jakich jeszcze uzyc przymiotników, by okreslic to,
co wydarzylo sie podczas piatkowego wieczoru w lubianym przeze mnie Blue Nocie.
Caravan - legenda rocka jazz/psychodeliczno-progresywnego. Od zawsze byli moimi faworytami na slynnej Sceny Canterbury.
Moze dlatego, ze pomimo wielu odjazdów, mimo wszystko grali pieknie, basniowo, a do tego wazyli proporcje pomiedzy melodiami a improwizacjami.



Te wszystkie inne Gongi i Soft Machiny snuly dla mnie totalnie niezrozumiale rzeczy. Zawile, pokrecone, po prostu nieznosne, a Caravan ze swa swoboda i elegancja zawsze lsnili.
Czulem, ze dzisiaj bedzie wspaniale, lecz wystep Pye'a Hastingsa i pozostalej czwórki, przeszedl moje najsmielsze oczekiwania.
A przeciez Blue Note nie pekal w szwach, choc pustek tez raczej nie bylo. Mimo wszystko uwazam, ze ta muzyka powinna przyciagnac co najmniej czterokrotnie wieksza publicznosc.



Co to jednak znaczy promocja i ogólne obeznanie. No wlasnie.
W Polsce Camel zna niemal kazdy sympatyk prog rocka, natomiast Caravan juz niekoniecznie. I to sie przeklada pózniej na koncertowa frekwencje.
Przepraszam za zestawienie obok siebie tych dwóch rockowych legend, jednak uwazam, ze obie formacje graja muzyke
pokrewna, która powinna docierac do tych samych odbiorców, a na dodatek jedni i drudzy pochodza z tej samej epoki.



Pozwole sobie teraz na pewna zlosliwosc. Otóz, nie tak dawny koncert Camel, który dokonal sie w poznanskiej Hali Targowej, autentycznie byl swietny, lecz na pewno nie magiczny, natomiast dzisiejszy Caravan wlasnie taki byl.
Tylko, ze wówczas na Wielbladów przybylo ze dwa tysiace fanów, a dzisiaj circa z dziesiec razy mniej. Niepojete, co potrafi zdzialac magia nazwy.
Gdziezze byli dzisiaj ci wszyscy Camelowcy, ci zadeklarowani odwieczni entuzjasci wielkiego grania? Przeciez to byl koncert wlasnie dla nich.
Bylo wiec oczekiwanie i na przemian bajkowo, basniowo i jednoczesnie odlotowo.



Pye Hastings nadal slicznie spiewa. Delikatnie, swobodnie, czarujaco, a jego wokal harmoniami podpieraja organista Jan Schelhaas (niegdys m.in. w Camel) oraz absolutnie wszechstronny (skrzypce, flet i gitara) Geoffrey Richardson.
Tak tak, ten sam jegomosc, który w swoim czasie grywal nawet z Chrisem De Burghiem czy Justinem Haywardem.
W niektórych momentach myslalem, ze mi z wrazenia z zawiasów wyskoczy serce. Nawet nie bede silic sie na gruntowne omawianie koncertu, poniewaz nalezalo byc i poczuc te chloste na wlasnej skórze.



Poprosilem Pana dzwiekowca, by mi udostepnil - celem ustrzelenia fotki - pelna setliste, lezaca na jego sprzecie, a na której to podstawie realizowal on caly wystep.
Dzieki temu nie musze teraz obciazac starczej pamieci, a jednoczesnie moge wystrzec sie ewentualnych z mojej strony niescislosci.
Prosze zauwazyc, ze przy wydrukowanych tytulach, recznie dopisywano instrumenty, które w konkretnych kompozycjach wiodly prym. Czyli stanowily za swoista atrakcje.



Geoffrey Richardson, w któryms momencie, gdzies pomiedzy wierszami, wspomnial zmarlego niedawno Richarda Coughlana, ale jesli moje uszy dobrze wychwycily, padlo tez nazwisko Richarda Sinclaira.
A moze Dave'a Sinclaira?. Niewazne, przeciez obaj panowie byli niegdys waznymi ogniwami tej kapitalnej ekipy. I wszyscy stanowili za monolit.
Zapachnialo dzisiaj latami siedemdziesiatymi, oj zapachnialo. Zrobilo sie mlodzienczo. I nic to, ze wszyscy "Karawani" sa juz dzisiaj starszymi panami.



Nieco posiwialymi, noszacymi krótsze, przerzedzone wlosy, skoro graja jakby wciaz stanowili mloda pake prawdziwie zakreconych hipisów.
Prosze tylko zerknac na zestaw utworów. Klaniaja sie plyty: "If I Could Do It All Over Again, I'd Do It All Over You", "In The Land Of Grey And Pink", "Waterloo Lily" czy tez "For Girls Who Grow Plump In The Night".
Czego chciec wiecej? W dawnych czasach moje pokolenie o takich koncertach mawialo: zobaczyc i umrzec.



Strasznie mnie wkurza, gdy ludzie recenzujac koncerty swistaja wytartym sloganem: kto nie byl, niech zaluje. Ale tym razem nawet ja mam ochote doprowadzic do bialej goraczki tych, których stac bylo, a przysknyrzyli. Usprawiedliwiam tylko niemajetnych, poniewaz sam czesto dostepuje wyplowialego portfela.
Tak Moi Drodzy, Caravan dali jeden z najwspanialszych koncertów, na jakich mialem okazje zagoscic. A widzialem wiele.



Boje sie o nadmiar az tylu dobrych emocji, wszak serce mam w wieku jesiennym, a natlok radosci moze mnie kiedys wykonczyc.
Cóz za tydzien. We wtorek swietni Uriah Heep, a dzisiaj muzyka z okolic, gdzie czas i przestrzen przestaja istniec. Mam tez swiadomosc, iz przed chwila dokonala sie absolutna supremacja piekna. Oby tylko tych zasobów zbyt pochopnie nie wyczerpano. Mam jeszcze kilku wykonawców na muszce.
Powiadaja, ze przyplyw lat kazdego pochlania. Byc moze, lecz po Caravan tego nie widac.




text by Andrzej Maslowski, Foto's by Robert Wozniak